piątek, 15 marca 2013

Rozdział II.




          Początek mojej nieśmiertelności. Coś, co musi przeżyć każdy z nas. Patrzą na nich jak na początkujących i tak właśnie jest. Pamiętam dopiero chwilę, kiedy pojawiłem się w Siedzibie Przemienienia. Musiałem w jakikolwiek sposób zginąć w ciele człowieka, aby być tym, kim teraz jestem. Nie dowiem się nigdy jaka była moja przeszłość i jak doszło do wypadku, musiałem się z tym pogodzić. Pojawiłem się jako Nieśmiertelny trzydziestego pierwszego lipca ubiegłego roku, czyli dwutysięcznego dwunastego roku. Dzisiaj mija rok przemiany, rocznica. Nie ma co świętować, gdyż to dla mnie normalny, powszedni dzień, jak co roku. Mam zamiar tylko pomyśleć w Dolinie Tavena i rozwiązać zagadkę blizny.
          Minąwszy ostatnie drzewo spostrzegam moje tajemnicze miejsce. Jezioro w kształcie okręgu zawsze widnieje w ten sam sposób, chmury odbijają się w wodzie, a promienie słońca oślepiają zgromadzone obok strumyka drzewa. Wszystko żyje jasną zielenią i rodzi się do życia. Widok ten sprawia, że myślę ,,Może się udać”. Dążę ku jednemu drzewu i chronię się przed słońcem, gdyż jest bardzo gorąco. Siadam opierając się o korę i zaczynam swoje przemyślenia na temat powinności. Długo nie zwlekając dotykam mojej blizny wskazującym palcem drugiej ręki i nagle w mojej głowie pojawiają się obrazy, coś niebywałego, nigdy przedtem nie miałem możliwości decydować kiedy mogę coś zobaczyć. Teraz nie tylko widzę, ale też słyszę.
-Pani Emrinno! Niech pani poczeka!- Woła jedna starsza kobieta wyglądająca na sprzątaczkę. Ma w ręku jakąś szmatkę, jest ubrana w biały fartuszek i niebieską sukienkę. Dosyć niska i szczupła, włosy ma włożone pod czarny czepek. Jej twarz wygląda na przerażoną. Kobieta próbuje dogonić w długim korytarzu jakąś dziewczynę. Pośpiesznym krokiem biegnie i łapie młodą za nadgarstek.
-Puść mnie! Nie masz prawa!- Ze łzami w oczach próbuje się wyrwać, lecz nic z tego. Sprzątaczka jest mimo wieku silniejsza. Widzę tą samą damę co w ostatnich wizjach. Brązowe, długie włosy tym razem są związane w kucyk, ale jak zawsze jest coś co występuje w każdej myśli - płacz. Ubrana dama w czerwonej długiej sukni próbuje jeszcze raz uciec z rąk starszej pani, lecz nic z tego.
-Już dobrze Panienko.- Uspokaja płaczącą niewiastę, mocną ją przytula i nie wypuszcza z rąk.
-To niemożliwe.- Mówi szlochając.
-Przykro mi, ale niestety możliwe.- Po tej wypowiedzi, dziewczyna jeszcze bardziej wybuchła płaczem. Nie chcę dłużej widzieć jej łez i natychmiast przestaję dotykać "serca".
          Nagle wszystko wróciło do rzeczywistości, wizje przestały prześladować mnie i mogę normalnie oddychać. Emrinna. Nie znam nikogo z tym imieniem. Ale wiem już, że będzie łatwiej ją znaleźć. Ile może być Emrinn na Świecie? Dziesięć? Dwadzieścia? To nie problem dla prawdziwego Nieśmiertelnego. Zastanawia mnie jedno, dlaczego teraz mogę kontrolować wizje, a wcześniej nie? Nie mam pojęcia, wiem jedno; muszę jak najszybciej ją odnaleźć.

***

-Yrden, to było coś przerażającego.- Mówię przyjacielowi po przyjściu do domu. Jestem z nim w kuchni. Siedząc przy stole rozmawiamy na temat ostatnich wydarzeń, jednak nie wiadomo czemu jest on smutny i przerażony.
-Araver, obawiam się, że nie możesz widzieć ją kiedy chcesz  Tylko chodzi o to, że masz urodziny Nieśmiertelności. Ten dzień daje możliwość w rzeczach dla nas ważnych.- Przemawia. -A skoro ta misja jest dla Ciebie najważniejsza, to ten dzień ofiarował ci kontrolowanie wizji, ale tylko przez dwadzieścia cztery godziny.
          Nadal moje podekscytowanie nie minęło. Skoro to tylko jeden dzień daje mi tą możliwość, to muszę jak najwięcej się dowiedzieć o tej dziewczynie i znaleźć ją. Spoglądam na bliznę, lecz boję się jej dotknąć. Nie chcę widzieć tych płaczących ocząt, nie mogę na to patrzeć. Nagle mój humor prysł i staję się smutny, pozbawiony życia.
-Może Alex wie coś więcej, wyrzuć coś z niego. Jak nie po dobroci, to siłą.- Żartuje Yrden próbując poprawić mój nagły smutek. Ma racje, "przypisacz celów" musi coś wiedzieć więcej
-Dobra, pójdę do niego.- Powiedziawszy to, wychodzę z domu i idę w kierunku biura Alexa.
          Wszyscy Nieśmiertelni mieszkamy w jednym mieście. Możemy się przenieść w inne miejsca, rejony ludzi, lecz większość nie chce ryzykować, gdyż nie mamy za ciekawych informacji na temat tej rasy. Jesteśmy w Rivii, w mieście, w którym mieszka dwa tysiące naszego gatunku. Nie jest to zbyt duży obszar, gdyż nie ma nas zbyt wielu. Większość nie zdobywa szansy na życie po śmierci ostatniego wcielenia, czujemy się przez to wyjątkowi.
          Wiem, że o tej godzinie nikogo nie będzie u Alexa, więc wchodzę bez zastanowienia do zielonego pomieszczenia, w którym już byłem. Zamknąwszy drzwi, siadam na krześle. Był tylko on - zdziwiony moją nagłą wizytą i stanowczością, zaczyna mówić:
-Nie ładnie tak wchodzić bez pukania panie... Asaver.- Przypomniawszy sobie moje imię zaczyna rozumieć o co chodzi. -Przykro mi, ale ja nic więcej nie wiem.- Mówi znudzonym głosem, jednocześnie się ze mnie naśmiewając. 
-Jest możliwość abym kontrolował swoje wizje nie tylko w dniu Nieśmiertelności?- Pytam stanowczym głosem. Albo zacznie mówić, albo wyciągnę to wszystko od niego siłą. Wiem, że Yrden z tym żartował, lecz jest to jednak dobry pomysł. 
-Nie.
-Jak mam przywrócić wspomnienia tej dziewczynie?- Pytam z poważną, zaciśniętą miną. Nie czas na żarty i śmiechy. Muszę się do tego zabrać jak najszybciej i chcę wyciągnąć coś od tego starca mimo wszystko  Nie poznaję siebie, nigdy nie byłem taki agresywny jak teraz, potrafię wszystko zrobić dla wypełnienia misji.
-Nie wiem.- Odpowiada bardziej poważnie. Czuję lekki strach w nim.
-Odpowiadaj!
-Twój dotyk pokaże jej wszystko.- Odpowiada szybko. Wiem, że trochę przesadziłem i to potwierdzam, lecz inaczej bym się tego nie dowiedział. Czyli muszę ją dotknąć aby przypomnieć jej te wspomnienia. Mój dotyk załatwi wszystko. Wtedy wyjadę z tego miejsca, gdziekolwiek ona jest i będzie po sprawie. Czuję przez chwilę, że to jest bardzo proste, że mam szansę przeżyć i wypełnić to, lecz przypomina mi się, że nie wiem gdzie ona jest, ani gdzie mieszka.
          Postanawiam dać Alexowi spokój i bez słowa wychodzę z sali zamykając drzwi. Już wiem co muszę zrobić. Chcę przełamać się i zobaczyć jak najwięcej w wizji, może one będę miały jakiś punkt od którego będę mógł zacząć moją wyprawę. Siadam na krześle. Wpatruję się w kobietę siedzącą na przeciwko mnie. Czuję jej strach, pewnie zaraz dowie się jaką ona będzie miała powinność. Widzę smutek, charakterystyczny do uczucia ludzi, innej rasy. Nagle przenosi wzrok z drzwi na mnie.
-Będzie dobrze.- Szepczę do niej na pocieszenie. Czuję współczucie, musi przeżyć to samo co ja ostatniego dnia mojej niewiedzy. Nie powinienem tego czuć, gdyż Nieśmiertelni nie mogą tego posiadać. Dziewczyna lekko się uśmiechnęła i wtedy drzwi się otwierają - czas na nią. Odprowadzam ją wzrokiem do pomieszczenia i wtedy znika… Westchnąwszy opieram głowę o ścianę, a palec przykładam niechętnie do "serca".
-Skąd masz ten obraz?- Wskazując paluszkiem na wiszące serce na ścianie zadaje pytanie Emrinnie mała dziewczynka. Ma blond włosy z których jest zrobiony piękny, długi warkocz. Ma twarzyczkę uśmiechniętą, a błyszczące zielone oczka świecą z podekscytowania. 
-Dostałam na dziesiąte urodziny od rodziców.- Mówi ze smutkiem w oczach.- Nazywa się "Serce Wiecznego Życia".- Dodaje z przelotnym uśmiechem. Dziewczyna ma rozpuszczone włosy, podkreślone czarną kredką niebieskie oczy i rumiane policzki. Jak zawsze ma na sobie suknię, tym razem jest koloru granatowego z perełkami na mankietach. 
-Śliczne to jest.- Mówi mała.
-Mam dokładnie taki naszyjnik z diamentem w kształcie tego właśnie serca.- Wskazuje głową na obraz i poprawia się jej humor. Nigdy nie widziałem jej uśmiechniętej, wygląda teraz naprawdę uroczo. 
          Nagle słyszę huk i przerywam połączenie z dziewczynami. Drzwi od profesora Alexa się otworzyły i wyszła dziewczyna, którą widziałem tuż przed wizją. Nie zdążyłem wypytać się jej o misję, gdyż przeszła szybkim krokiem przez korytarz. 
          "Serce Wiecznego Życia"? Skąd taka nazwa i co to oznacza? Nie mam pojęcia co o tym myśleć, ta wizja daje mi wiele do myślenia. Patrzę na bliznę na nadgarstku, przyglądam się i potwierdzają się moje przypuszczenia, serce jest takie same jak na obrazie. Chciałbym widzieć jeszcze ten naszyjnik, lecz może później go zobaczę. Wstaję niechętnym ruchem i wychodzę na zewnątrz.



_________________________________________

Oto II rozdział. Szczerze? Średnio mi się podoba.
Pytania zadawajcie tylko TUTAJ.
Reklamacje swoich blogów wysyłajcie TYLKO TUTAJ.

Polecam Wszystkim blog pt:. "Nolin".

Obserwujcie i komentujcie.  
http://nolin1.blogspot.com/

Pozdrawiam, Lena.
         

piątek, 1 marca 2013

Rozdział I.

        
          Każdy kto jest teraz Nieśmiertelnym, był kiedyś człowiekiem, normalną odmianą rasy. Z tego co słyszałem stwierdzam, że nie wiodą oni zbyt ciekawego życia, ciągła rozpacz, gniew, ból. Jakby nie posiadali dobrych nastrojów, cech. Ludzie wszędzie się spieszą, kłócą, szamotają, jakby mieli jakiś cel w życiu, powinność. Dokładnie tak jak Nieśmiertelni. Zapewne w tamtym wcieleniu też taki byłem, lecz tego nie pamiętam. Po przeistoczeniu się w Nieśmiertelnego każdy ma wymazaną pamięć z życia człowieka, a te dumania o ludziach to tylko nasze teorie. Niby różnimy się od nich urodą i charakterem, ale również posiadają jak my swoją misję, coś co muszą dokonać za wszelką cenę. Ostatnio słyszałem, że początkujący Nieśmiertelny, dokładnie tak jak ja, musiał podjąć się strasznemu wyzwaniu, musiał umartwić jednego z normalnej rasy, musiał zabić człowieka. Nie był wstanie tego zrobić i zginął. Może niektórzy się zastanawiają, jak Nieśmiertelny mógł umrzeć? Otóż mógł. Aby być pełnym żyjącym, trzeba wypełnić swoją powinność. Jeżeli się nie spełni polecenia, celu jakiego przydziela nasz wódź Xani, zasługujemy na to najgorsze, na odebranie naszego żywotu na wieki wieków amen. Na samą myśl o tym przeszywa mnie dreszcz. Muszę podjąć swoje wyzwanie i wykonać to jak najlepiej mogę. Wiem, że będzie ciężko  ale to chodzi o moje życie, moją przyszłość, nie mogę ulec wizjom i tej dziewczynie. Kimkolwiek ona jest muszę stawić jej czoła i zrobić co należy, otóż taka jest misja.
          Wiem, ze nadszedł ten dzień w którym dowiem się jaka jest moja powinność, z pewnością jest związana z tą młodą damą, ale nie wiem o co dokładnie chodzi. Muszę iść do Alexa, "przypisacza" celów. Jego zadaniem jest podanie informacji na temat zlecenia.
          Patrzę na moje dłonie i czekam w kamiennej sali na wymówienie mojego nazwiska, na moją kolej. Strasznie się boję, obawiam się najgorszego, że będę musiał ją zranić lub nawet zabić. Zerkam na moją bliznę na nadgarstku, nigdy nie wiedziałem skąd, jak się pojawiła. Czy mam to od urodzenia, czy może w czasie bycia człowiekiem. Jedyne co się zmienia po przemianie są bodajże oczy, kolor skóry oraz włosy, znowu to kolejne mniemania Nieśmiertelnych. Jest tu strasznie zimno i czuję jak jedna kobieta obok mnie lekko się trzęsie. My, czujemy to co dla ludzi jest wręcz niedotykalne, czujemy najdelikatniejsze ruchy, więc teraz co czuję jest to, że każdy drży również z zimna jak i z strachu. Jesteśmy wszyscy w jednym, wąskim, dosyć ciemnym, kamiennym korytarzu, każdy co chwila spogląda na drzwi profesora. Pół-Nieśmiertelnych jest na oko dwunastu, ciekawe jaki cel będą mieli... Nagle moje przemyślenia przerwał głos kobiety, asystentki Profesora Alexa.
-Poproszę teraz Pana Larsona do nas.
          Moje tętno przyspieszyło, oddech również. Nie wiem co zrobić, czy iść tam, czy może uciec. Nie, nie mogę, muszę być silny, jak na Nieśmiertelnego wypada i stawić czoło temu wyzwaniu.
          Wstaję powolnym ruchem z drewnianego krzesła i dążę ku drzwiom gabinetu Pana Alexego. Wszyscy przenoszą wzrok na mnie, więc moje ciało co każdy krok bardziej drętwieje i nie pozwala wejść do owego pomieszczania profesora. Nie wiem co się ze mną dzieje, czuję się jak robot z resztką baterii, który nie może podjąć ostatecznego wyboru i kroku. Myślę o ucieczce jak i również o tym, aby się dowiedzieć jaką misję przeznaczył mi wódź Xani. Próbuję się uspokoić i wziąwszy głęboki oddech wkraczam do nieznanego mi miejsca.
          Jest tu cieplej, przestronniej i jaśniej. Cały pokój jest pokryty zielenią, a kąty są ozdobione kwiatami. 
Asystentka każe mi usiąść na krześle, więc wykonuję jej polecenie i wtedy spostrzegam Pana Alexego. Starszy pan z długą, falowaną brodą, na głowie resztki siwiejących włosków. Na nosie ma wielkie okulary, a usta wykrzywione są w grymasie, dokładnie tak, jakby nie chciał dłużej wykonywać tej pracy. Zerkam na widniejącą obok niego wielką i grubą księgę leżącą na biurku. Jednocześnie przełykam głośno ślinę, boję się.
-A więc... panie Asaver Larson...- Przemawia starzejącym się głosem, następnie otwiera księgę i wyszukuje zapewne mojego nazwiska. Nie mogę znieść tego, że tak długo to przeciąga. Serce bije mi jak oszalałe, ręce się trzęsą, a on pewnie woli abym tu zmarł na zawał, niż dowiedział się swojej misji.
-Może Pan szybciej?!- Pośpieszam go złośliwie. Moje brwi wykrzywiły się w złości, a usta są mocno zaciśnięte.
-Spokojnie... Hmm... Dobrze, już mam. Pan Larson.- Wyczytał mnie z nazwiska. Przeczytawszy co jest tam napisane, ogłasza. - No muszę powiedzieć panu, że nigdy nie widziałem takiej powinności. Każdy kto tu przychodzi ma albo kogoś zabić, albo mieszkać w Kamiennej Przestrzeni Nieśmiertelnych, tam, gdzie nikt nie widzi Świata przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni, lecz teraz jest coś niebywałego. Otóż Pan musi przypomnieć wspomnienia jednej dziewczynie.
          Nie wiem co o tym myśleć, przypomnieć wspomnienia? Te co widzę? Natychmiast mówię:
-Co dokładnie muszę zrobić?
-Musisz znaleźć dziewczynę którą widzisz. Najpierw odszukać miejsca w których ona się znajdowała, a one doprowadzą cię do niej.- odpowiada nadal patrząc na mnie. Na pewno bawi go moja mina szoku i lekkiej niewiedzy. Nie wiem co robić, jestem w tej chwili zagubiony.
-Jak mam przypomnieć wspomnienia?- Pytam spanikowany. Nie dam rady tego zrobić, nie wiem jak ją znaleźć, jak pokazać te moje wizje. Czuję się bezradny. Wiem, że to moja jedyna szansa, spróbować to zrobić, nawet jak to okaże się nierealne.
-Ja tego nie wiem. Musisz sam pomyśleć.- Zerknął przez chwilę na moją bliznę, jednak jakoś specjalnie nie przejąłem się tym. Wiedziałem, że tak będzie, jestem teraz sam, nikt mi nie pomoże, muszę tylko liczyć na siebie. 
          Nie wiedząc co zrobić bez słowa wybiegam z sali Profesora. Idę wzdłuż długiego korytarza i szukam miejsca w którym mógłbym być sam. Siadam na krześle odległym od drzwi Alexa o jakieś dwadzieścia metrów, zakrywam twarz dłońmi. To jest okropne, ta niewiedza i myśl, że nie dam rady tego wypełnić. Będę musiał godnie umrzeć pozostawiając moją misję nieruszoną, gdyż nie wiem jak się do tego zabrać. Gdzie mogę ją znaleźć? Jak przekazać jej te wspomnienia? Nie, nie dam rady, muszę się z tym pogodzić. Nagle zerkam na moją bliznę, jest ona w kształcie serca, na centralnym miejscu nadgarstka. Ludzie podobno Kochają sercem, umieją czuć to niby wspaniałe uczucie. My nie potrafimy obdarzyć żadnej istoty miłością, więc dlaczego mam ten znak wyryty na ręce? Mam tysiące myśli jednocześnie. Misja, blizna, wizje. Nie umiem ułożyć wszystkiego w racjonalną całość. Czy mój znak ma coś wspólnego z wspomnieniami? Czuję się jakbym był zagubiony w Świecie, jakbym był inny niż reszta. Nie umiem tego określić,  tego jak się teraz czuję. Jestem pozbawiony chęci do życia, jest mi teraz wszystko obojętne. Opieram głowę o ścianę i zamykam oczy, chcę sobie przypomnieć tę dziewczynę, jej uroczy wygląd. Jedyne co pamiętam z wszystkich myśli w głowie, jest to, że jest brunetką i ma około siedemnaście lat. Teraz już wiem, że mimo wszystko muszę podjąć się misji i za wszelką cenę walczyć o swoje życie.
***
          Wreszcie mogę być sam. Dotarłem do mojego domu i wsłuchuję się w swoim pokoju w słowa dziennikarki w telewizorze. Zawsze się coś dzieje, albo pożar, albo ktoś kogoś zabił. Mordercze tematy nie dobiegają końca. Stwierdzam, że jest jeszcze gorzej. Opowieści Nieśmiertelnych zbyt łagodnie opisywały odmienną rasę. Może nie koniecznie odmienną, gdyż wyglądamy prawie tak samo, ale chodzi mi o charakter naszego poprzedniego wcielenia. Też tacy byliśmy? Pewnie tak, chociaż pewności nie mam. Nie warto ufać żadnemu człowiekowi, trzeba liczyć tylko na siebie. Tak jak teraz, kiedy muszę wykonać swoją misję. Wiem, że trzeba zabrać się do tego jak najszybciej, ale nie mam planu jak to zrobić, od czego zacząć. Wyłączywszy wiadomości zerkam kolejny raz w tym dniu na moją bliznę. Przejeżdżam opuszkiem wskazującego palca po znaku, od zawsze miałem kompleks, że posiadam takie ustrojstwo, w dodatku serce. Nie jestem z tego zachwycony, gdyż Nieśmiertelni nie czują uczuć przez serce. Zawsze kieruje nas zdrowy rozsądek. Próbuję odnaleźć w tym wszystkim sens, lecz nie wychodzi mi to jakoś specjalnie dobrze. Lewy nadgarstek nie daje mi spokoju, wiem, że ten znak coś oznacza, jednak nie wiem co.
          Siadam na białym parapecie okna i patrzę na przestrzeń za szybą. Widzę noc i ciemność. Pojedyncze gwiazdy świecą jaskrawym blaskiem, a księżyc pokazuje się w całym okazale. Uwielbiam ten widok, uspokaja mnie. Mogę wtedy trzeźwo myśleć i zarazem obmyślić plan odnalezienia młodej damy, która co noc nie daje mi spokoju. Ciągle mnie prześladuje i pokazuje się w moim myślach. Widzę jej łzy i rozpacz, lecz nigdy nie mogę zapamiętać jej twarzy ani też rozpoznać ją, kim jest. Czuję się senny, moje powieki z każdą sekundą robią się cięższe, nie dają za wygraną. Ciągle jestem w tym samym miejscu, nie mam siły się przenieść na łóżko, lecz jest mi to obojętne.
          Kiedy już myślę, że usypiam, znowu czuję to samo co każdej nocy. Straszny ból w głowie, jakby tysiące postrzałów wbijało mi się w czaszkę, a kości rozrywało na drobne części. Serce bije mocniej i szybciej, czuję jak wyrywa mi się z klatki piersiowej. Chcę opanować ból i kładę dłonie na czole, próbuję przerwać to co przeżywam. Cały czas mając zamknięte oczy czuję atak szalejących ostrzy dążących do mózgu. Łzy lecą mi po policzkach i kiedy mam już naprawdę dość, kiedy chcę się poddać; ból ustępuje, robi się coraz lżejszy i mogę swobodnie opuścić dłonie. Teraz wiem co będzie. Ona. Zamknąwszy jeszcze raz oczy spostrzegam dziewczynę o brązowych włosach. Piękne, delikatne loczki dotykające zgrabnych ramion i niebieskie oczy, które mogłyby zahipnotyzować niejednego słabeusza. Widzę, że jest smutna i lecą jej kropelki łez po ślicznych, różowawych policzkach. Ma bardzo jasną karnację skóry i te rumieńce jeszcze bardziej nadają uroku.  Ubrana w krótką, niebieską sukienkę siedzi na swoim łóżku i patrzy na fotografie. Nie widzę dokładnie co na nich jest, nie umiem tego określić. Zdjęcia są zamazane, przestrzeń obok nich również. Zauważam w oddali na ścianie wiszący obraz, jest narysowane serce, dokładnie takie jakie mam wyryte na dłoni. Jest ukośne i skierowane w drugą stronę. Jak to możliwe? To raczej zbieg okoliczności. Nagle całość staje się ciemniejsza i nie mogę wyczytać nawet twarzy dziewczyny, staje się wszystko czarne i po chwili znika cały obraz. Jestem w swoim pokoju i nadal siedzę na parapecie. Mam dość już tego bólu przed wizjami, są to niewyobrażalne tortury. Otwieram znowu oczy i przyglądam się księżycowi, ten blask przywraca mi racjonalne myślenie i zastanawiam się czy tamten rysunek ma jakieś poszczególne znaczenie związane z moją misją. Nie wiem jak to możliwe narysować identyczne serce w takim samym kierunku i zwrocie. Kolejna zagadka do rozwiązania. 
***
         Kolejny dzień. Jaskrawe promienie słońca oślepiają mój wzrok. Niespodziewanie ktoś puka do drzwi.
-Asaver, wstałeś?- Słyszę głos mojego przyjaciela Yrdena. Mieszkam z nim od początku naszej Nieśmiertelności, zawsze mogę na niego liczyć, lecz w sprawie misji nie może mi pomóc. Nie wiedząc kiedy, wchodzi do mojego pokoju. Spostrzegam wysokiego, szczupłego blondyna o brązowych oczach oraz jasnej karnacji. Zawsze inni mówią, że różnimy się od siebie masywnością ciała. Jestem silniejszy od Yrdena i wskazują na to moje mięśnie, lecz bez zbędnych przechwał. Jest on o wiele mądrzejszy ode mnie i czuję się przy nim jak nie jeden pięciolatek, gdyż zna każdą odpowiedź na pytanie. Nie jestem zadowolony z jego wizyty i próbuję go jak najszybciej wypędzić z pomieszczenia.
-Idź sobie.- Mówię stanowczym głosem siedząc nadal na parapecie, nie chcę z nikim teraz rozmawiać, nie mam sił jak i również ochoty.
-Co się dzieje?- Pyta spanikowany. Nigdy nie widział mnie takiego, jakbym był rozbity na bezludnej wyspie i nie wiedział jak wrócić do domu. Jestem zagubiony. –Ach tak, już wiem, Twoja powinność. Dobra, nie będę Ci przeszkadzał, cześć.- Dodaje ze smutkiem w oczach i wychodzi z pokoju.
Czuję się źle, że tak go potraktowałem, chciał przecież dobrze, lecz nie moja wina, że chcę spędzić ten dzień całkowicie sam. Postanowiłem, że pójdę do mojego „tajemniczego” miejsca. Wstaję i idę ku drzwiom łazienki,  aby wziąć szybki prysznic, następnie później chcę powędrować do „Doliny Taven ”.
__________________________________
Oto pierwszy rozdział, mam nadzieję, że się choć trochę podoba.
Napiszcie w komentarzu co o tym sądzicie, bardzo mi na tym zależy, gdyż jest to ogromna zachęta do dalszego pisania.
OGŁASZAM, ŻE JEST ON DOPISANY!
I. Pytania o blogu i opowiadaniu zadawajcie TUTAJ.
II. Swoje linki do blogów, reklamacje wysyłajcie TYLKO TUTAJ.
Dziękuję za uwagę, pozdrawiam, Lena.